Efekty Śmiałego Ogrodu

O tym, jak Śmiały Ogród pomaga rozwijać się dzieciom opowiadają nauczycielki:
Ikona ręki siejącej ziarenka

Cztery dni w Śmiałym Ogrodzie

Magda Korsak

Śmiały Ogród jest doskonałym miejscem do rozbudzania w dzieciach pomysłowości i samodzielności.

Nauczycielka z Przedszkola nr 132 w Warszawie opisuje jeden z takich projektów.

WTOREK

Woda

Dzisiaj wyszliśmy na teren Śmiałego Ogrodu po raz pierwszy po „koronawirusie”. To dzięki temu, że zamieniliśmy się miejscami z inną grupą, a pani Lucynka zdezynfekowała spryskiwaczem sprzęt.

Na początek dzieci sprawdzały, co jest na terenie, z czym i gdzie można działać. Wszystko działo się z prędkością światła. Dzieci były wszędzie i w tej samej chwili. Ja czułam się, jak bym była w zderzaczu hadronów otoczona wolnymi elektronami. Te moje elektrony wyglądały na szczęśliwe – w końcu są tam, gdzie do tej pory (izolacja grup przedszkolnych) nie mogły! A teren zabroniony jest przecież najlepszy!

Po pewnym czasie dzieci zorientowały się, że z baniaków na wodę nic nie leci. Udało im się „wycisnąć” z kranów po kilka kropel. To było duże rozczarowanie, bo już od kilku dni marzyły i wyobrażały sobie, jak będą się bawić wodą. Nie były to szczegółowe plany, ale raczej wyobrażenie dobrej zabawy, którą woda gwarantuje.

Pojawił się pierwszy problem – skąd wziąć wodę? Pomysły dzieci na jego rozwiązanie:

  • „poczekać aż napada z tej wielkiej chmury, co idzie”;
  • „nalać jakoś”;
  • „dowiedzieć się od kogoś, kto na pewno wie jak to zrobić, zapytać panią Lucynkę lub pana Mariana, bo oni wiedzą wszystko i potrafią, ale ich teraz nie ma” (nasi przedszkolni dozorcy, z którymi dzieci często współpracują podczas prac ogrodowych).

I tu pomysły dzieci się skończyły, a miny z radosnych stały się smutne i zrezygnowane. Zaproponowałam, żeby poszły do przedszkola i „załatwiły wodę”. Przedyskutowaliśmy, co to znaczy „załatwić wodę” – poprosić panią Małgosię, żeby nalała wodę do wiadra i dała dzieciom.

Do tej misji specjalnej zgłosiły się dwie dziewczynki. Pobiegły do przedszkola i po chwili wróciły „z niczym” oświadczając „nie ma pani”. Ustaliłyśmy, że za 10 minut spróbują ponownie. Gdy ten czas nadszedł, jedna z nich stwierdziła, że już nie chce tego załatwiać. Za to zgłosiła się kolejna dziewczynka. Ten duet kilkukrotnie kursował do przedszkola i wracał z niczym. Już wydawało się, że to „mission impossible”, gdy z dala usłyszałam okrzyki radości. Podekscytowane dziewczynki machały do mnie, „że się udało” i … przybiegły z pustym dzbankiem. Dzieci pytały „ale gdzie woda?”. Nasze „załatwiaczki” aktorskimi gestami „stuknęły się w czoło” i poleciały jeszcze raz. Tym razem długo tłumaczyły pani Małgosi o co chodzi. W końcu zobaczyłam, jak pani Małgosia wchodzi do sali przedszkolnej i… wychodzi z wiadrem. Dziewczynki wzięły wiadro i wspólnymi siłami, ostrożnie, powoli i z przystankami przyniosły do ogrodu. Pozostałe dzieci otoczyły je z podziwem godnym bohaterów i jednocześnie chciały od razu „zagospodarować” po swojemu wodną zdobycz. Dziewczynki stanowczo odmówiły: „to my załatwiłyśmy i to my wlejemy” po czym koncyliacyjnie dodały: „ale się będziecie mogli nią bawić”.

Zanim to nastąpiło, Basia przytomnie krzyknęła „zatkać dziury, żeby nie wyleciała”; ktoś inny się nie zgodził i odkrzyknął „ale żeby popłynęła dalej”. Basia zatkała kołkiem ostatnią dziurę (specjalnie zaprojektowany przepływ i korek do niego) i dała znak, żeby lać. Dziewczynki wspólnymi siłami przechyliły wiadro i woda popłynęła drewnianym korytkiem i kaskadą do platformy z wyschniętym błotkiem (zostawiły je dzieci z poprzedniej grupy). Pozostałe dzieci próbowały zatamować wodę, otwierać i zamykać korki, łapać wodę w ręce. Niestety było jej bardzo mało i szybko przestała płynąć.

Rozczarowanie było duże, ale dzieci szybko skupiły się wokół platformy z wysuszonym błotem, które właśnie dostało drugie życie. Momentalnie w ruch poszły znalezione patyki, łopatki i dłonie, które mieszały wodę i błoto, przesuwały je, rysowały na nim i rzeźbiły przeróżne wzory. Basia przyniosła też terrarium ze ślimakami. Dzieci zrobiły i urządziły je dla znalezionych ślimaków jeszcze w „starym miejscu w ogrodzie”. Okazało się, że błoto bardzo pasuje ślimakom – prawie tak samo jak dzieciom. Ślimaki od razu wyszły ze skorupek, zaczęły „zwiedzanie” i błotne wyścigi. Po jakimś czasie ślimaki wróciły do terrarium, a dzieci zajęły się wykorzystaniem błota do murowania drewnianych klocków, wyrzucania go na piach, dorzucania do niego wydłubanych z ziemi kamyków i mieszania.

Błoto też dość szybko się skończyło. Znowu pojawił się problem: nie ma wody. Tym razem powiedziałam, że musimy wymyślić coś innego niż noszenie wody wiaderkiem. Dzieci zgodziły się, „bo to za mało, a chcemy mieć dużo wody i żeby można było puszczać ją i żeby tak leciała nie tylko z jednego korytka ale też z tego co jest na górce”. Dziewczynki powiedziały jeszcze, że „wiadro było ciężkie i trudno je było nieść, bo się wylewało i ręka bolała i takie czerwone się zrobiło na palcach (odcisk)”. Ponownie padła propozycja, żeby zapytać pana Mariana albo panią Lucynkę, jak nalać wodę do beczek.

Gdy błotko się skończyło część dzieci zaczęła bawić się na innych instalacjach Śmiałego Ogrodu. Zagospodarowały kamieniami, liśćmi i kasztanami oraz czym-tylko-znalazły drewniane domki, które powstały ze szpul po kablach. Na razie puste, niewykorzystane i porosłe trawą, trójkątne kasetony do nasadzeń ogrodowych stały się doskonałymi miejscami do zabawy w domy i do chowania się przed innymi. Między drewnianymi korytami rozgrywały się też szaleńcze gonitwy pełne skoków, przeskoków, podskoków i innych wyczynów godnych najwyższej klasy parkouru.

Po powrocie do przedszkola dzieci zainteresowały się, gdzie są osoby, które mogą wiedzieć, jak nalać wodę do beczek w Śmiałym Ogrodzie. Od pani Małgosi dowiedziały się, że pan Marian jest na urlopie i nie będzie go w pracy, a pani Lucynka przychodzi do pracy już po rozejściu się dzieci do domu. „Mamy problem” – powiedziała Madzia. Jak go rozwiązać? Jak skontaktować się z panią Lucynką, jeżeli nie możemy się z nią spotkać w przedszkolu?

Dzieci zaproponowały: „niech pani Magda powie pani Lucynce”; „napiszemy do niej list i zostawimy go w szatni”. Umówiliśmy się, że taki list napiszemy jutro.

ŚRODA

Dzieci od rana rozmawiały o wczorajszych zabawach w Śmiałym Ogrodzie. Przypomniały sobie, że miały napisać list do pani Lucynki. Przybiegły do mnie, żebym zapisywała, ale tak, żeby było „ładnie”. Wspólnymi siłami powstał list. Dzieci zaczęły ozdabiać go serduszkami „bo bardzo lubimy panią Lucynkę i będzie jej miło, bo każdy lubi serduszka”. Tutaj wywiązała się dyskusja, „bo nie każdy lubi serduszka”. Gdy dzieci rysowały i dyskutowały, do sali weszła pani dyrektor w roboczych rękawicach z wielkim tekturowym pudłem w dłoniach. Dzieci zaraz otoczyły ją wianuszkiem i zapuściły żurawia do pudła. A tam jakieś rurki… Z odpowiedzi wynikało, że były to złączki do węży ogrodowych. Ale aż tyle? I po co? Okazało się, że przyszedł tata Józia, żeby uruchomić pompy w Śmiałym Ogrodzie – trzeba podłączyć węże i trzeba mu pomóc. W jednej chwili dzieci były już w szatni, w zmienionych butach i ubraniu „na dwór”.

Wypadliśmy na podwórko i idąc śladem rozłożonych węży ogrodowych, sprawdzając cieknące i niecieknące złączki doszliśmy do naszej górki. Tam przywitaliśmy się z tatą Józia. Dzieci przez chwilę przyglądały się rozłożonym narzędziom i zaczętym pracom. Tata Józia włączył dzieci do planowania działań, rozwiązywania problemów, uczenia się obsługi narzędzi oraz prawidłowej obsługi ręcznej pompy do wody.

Epizod 1. Uruchamiamy system wodny.

Dzieci od razu zobaczyły rozłożony wąż ogrodowy. Sprawdziły, czy jest podłączony do kranu używanego zazwyczaj przez przedszkolnych dozorców. Poszły śladem węża. Zobaczyły złączki i zaczęły przekrzykiwać się w wypowiadaniu swoich obserwacji i przypuszczeń: „to są te złączki od pani dyrektor, poznaję”, „a mówiłam, że są żeby wąż był długi, bo by nie starczyło do górki”, „ale czy woda tam w nim jest?” (Zdj. 5982, 5983, 5984). Gdy byliśmy bliżej górki i dzieci zobaczyły tatę Józka, który przyszedł „zamontować wodę” popędziły tam całą grupą. Zanim dotarłam za nimi, już odpytywały o wszystko, co ze sobą przyniósł, co z tym zrobi, po co to jest i po co jest tamto i czy można to wziąć i po co jest ta dziura i co będzie robił…

Pytań było tysiące i padały jedno przez drugie, a energia dzieci porównywalna była chyba tylko z wichurą. Tata Józia zapewnił, że postara się odpowiedzieć na wszystkie, ale po kolei. Spokojnie zaczął opowiadać o przygotowanych narzędziach i zadaniach, które chce wykonać, żeby dzieci mogły eksperymentować tutaj z wodą. Opowiedział o systemie beczek, rur, koryt oraz sposobach pompowania wody do beczek. Powiedział też, co zamierza robić w pierwszej kolejności i zaprosił dzieci do pomocy – „możecie się przyglądać co robię, pytać o wszystko, a gdy będę potrzebował pomocy, to was o nią poproszę”. To upewniło dzieci, że nie ominie ich udział w „robocie” i że są potrzebne, a nawet niezbędne do tego, by upragniona woda w końcu pojawiła się w kranie…

Niektóre dzieci poszły jeszcze raz oglądać system koryt, beczki i sprawdzać czy może jednak woda już jest w kranie. Niektóre pozostały przy tacie Józia i towarzyszyły mu w pracy. Co jakiś czas różne dzieci podbiegały, przyglądały się, jak postępuje praca, czasem o coś pytały, ale wszystkie chciały zobaczyć, co jest w „okrągłej dziurze” wyciętej w desce, a właściwie co to znaczy, że tam zamontowany będzie filtr i gdzie on się zmieści i czy na pewno tam jest zakopana beczka na wodę?

Gdy przyszło do montowania rączki pompy wszystkie dzieci chciały pomagać. Okazało się, że bez ich pomocy tata nie dałby rady sam wszystkiego przykręcić. Zwłaszcza, że niektóre dzieci mają całkiem duże umiejętności w posługiwaniu się narzędziami. Są też tacy, którzy z chęcią uczą się posługiwania śrubokrętem. Wspólnymi siłami poszło to dobrze i sprawnie. Teraz można już pompować wodę. Tata uczy, jak prawidłowo (czyli tak, żeby nie zepsuć) poruszać rączką. Dzieci z przejęciem ćwiczą po kilka razy, żeby dobrze zapamiętać. Będą przecież uczyć innych, których dzisiaj nie ma, jak to robić. W końcu można zająć się wodą!

Epizod 2. Woda, woda, woda!

W czasie, gdy niektórzy towarzyszyli tacie Józia, inne dzieci zaczęły czyścić z zaschniętego błota drewniane koryta. Postanowiły tak, „żeby woda lepiej płynęła”, „zrobimy swoje błoto”. Zainteresowały się też, do czego mogą służyć drewniane kołki i trójkątne kawałki drewna przymocowane sznurkami do koryt. Szybko domyśliły się, że „do zatkania wody”, „zrobienia tamy albo przepuszczenia wody”. Niektóre kołki nie chciały wyjść albo wejść w otwory. Dzieci pożyczyły młotek – wybijały lub wbijały kołki i tak poradziły sobie z problem.

Po zakończeniu wszystkich prac i napompowaniu wody do beczek w kranie pojawiła się upragniona woda! Leciała niezbyt dużym strumieniem i od razu „uciekała” przez szczeliny w drewnianym korycie. Dzieci postanowiły uszczelnić koryto. Pomysłów było kilka i pojawiały się sukcesywnie, gdy okazywało się, że żaden nie jest idealny i woda dalej „ucieka”. Jedna z dziewczynek poprosiła o torebkę foliową i zaczęła wsypywać do niej piasek. Torebkę zamierzała położyć pod strumień, „żeby woda spływała po niej dalej, gdzie nie ma dziur”. Na początku pracowała sama. Po chwili dołączyło do niej kilkoro dzieci. Gdy wytłumaczyła, o co chodzi, pomysł się spodobał. Teraz wspólnie wsypywali piasek. Gdy położyli torebkę z piaskiem pod strumień wody, okazało się, że faktycznie woda spływa po niej i leci dalej! Dzieci zajęły się obserwowaniem płynącej wody, regulowaniem jej przepływu. Były bardzo zaangażowane, podpatrywały kolegów i koleżanki, realizowały własne pomysły samodzielnie albo wspólnie z innymi. Bardzo dużo mówiły, co widzą, co się będzie działo, co trzeba zrobić, kto to ma zrobić i kiedy. Podczas tych działań spontanicznie współpracowały ze sobą. Podchwytywały pomysły innych i rozwijały je. Włączały się w kolejne sytuacje , które wynikały ze wspólnych i indywidualnych doświadczeń oraz z tego, co robiła woda. W pewnym momencie dzieci zauważyły, że jest przeciek w innym, ważnym dla nich miejscu. Zaczęły bardzo intensywnie działać, żeby zatrzymać wodę w basenie. Tym razem próbowały uszczelnić dziury błotem, płytą chodnikową, trawą i ziemią. Próbowały ratować wyciekającą wodę „łapiąc” ją do butelki. Zajęło się tym troje dzieci, które przez cały czas współpracowały ze sobą pomagając sobie, dzieląc się pomysłami, ulepszając pomysły kolegów, poszukując lepszych niż dotychczasowe rozwiązań.

Uszczelnienie nie było w stu procentach skuteczne. Woda wylewała się na ziemię tworząc strumień. Gdy dzieci to zobaczyły postanowiły pokierować rzeką. Zrobiły w ziemi odpływy, które doprowadziły wodę do wykopanego zagłębienia – jeziora. Pracowały przy tym wszystkie dzieci – dogadując się, wymieniając narzędziami, wspólnie ustalając co i gdzie zrobić. Cały czas była w nich bardzo duża energia, zaangażowanie i nieustanna erupcja kolejnych pomysłów. Dopiero wołanie z przedszkola na obiad przypomniało dzieciom, że są głodne jak wilki i czas przerwać dzisiejsze przedpołudniowe działania w Śmiały Ogrodzie.

Działania w Śmiałym Ogrodzie trwały tego dnia od godziny 10 do 12.30. Roboty było tyle, że dopiero głód przypomniał dzieciom, że jest już pora na obiad.

Problemy, z którymi radziły sobie dzieci podczas dzisiejszego pobytu w Śmiałym Ogrodzie i działań swobodnych inspirowanych nowymi urządzeniami oraz uruchamianiem instalacji wodnej.

  • Jak działają narzędzia typu wkrętak? Jak dobrać końcówki, żeby pasowały do śruby? Jak przykręcić pompę?
  • Skąd płynie ta woda? Jak się oczyszcza? Co jest w dziurze? Jak uszczelnić filtr do wody?
  • Jak pompować? Próbujemy swojej siły i precyzyjnego ruchu. Uczymy się, żeby nie zepsuć pompy i żeby potem nauczyć innych.
  • Jak uszczelnić cieknące korytka? Czy szybciej jest, gdy robimy wspólnie i pomagamy sobie?
  • Jak zatykać i odtykać korki? Jak współdziałać, gdy są różne pomysły?
  • Jak oszczędzać wodę, która „ucieka”?
  • Jak zrobić błoto?
  • Jak zatrzymać wodę w kuwecie?
  • Do czego przyda się końcówka uciętej rury?
  • Jak zrobić rzekę? Jak zrobić jezioro? Jak zrobić tamę? Jak przerwać tamę? Ile wody przerwie tamę? Jak ją naprawić?
  • Jak przesunąć ciężką płytę chodnikową w wybrane miejsce?
  • Jak podwinąć rękawy, żeby można było rękoma pracować w wodzie.

CZWARTEK

Majsterkowanie

Ten dzień zaczął się bardzo dobrze. Dostaliśmy koszyk z prawdziwymi narzędziami i od razu dzieci postanowiły je wypróbować na górce w Śmiałym Ogrodzie. Starsi i silniejsi nieśli w kilka osób dość ciężki koszyk, a poza tym każdy chciał pomóc.

Najpierw dzieci oglądały narzędzia i zastanawiały się do czego służą, jak się nazywają, jak się nimi posługiwać. Gdy nie znały jakiejś nazwy, nie stanowiło to problemu – od razu kojarzyły z czymś i tak powstały własne nazwy: „bąbelki” (poziomica), wąsiki (wygięte obcęgi), ciachacz (cążki). Te dzieci, które posługiwały się takimi narzędziami już wcześniej, w domu, przyjęły role ekspertów i tłumaczyły „po swojemu” jak to działa i do czego służy. Inni słuchali z podziwem, choć zdarzało się, że z niecierpliwością, bo każdy już chciał wziąć się do roboty.

Miarki stolarskie

Dużym i nieustannym zainteresowaniem cieszyły się składane miarki stolarskie. Dzieci sprawdzały, jak są długie. Gdy nie starczało dwóch rąk, prosiły do pomocy innych. Po tych oględzinach każdy wykorzystywał miarkę na swój sposób: mierzył siebie i miarki – kto jest wyższy i jak to się dzieje, że raz jestem wyższy/ a raz niższy/a? Ale to proste pytanie – przecież jedna miarka jest długa, a druga krótka. Dzieci były tak zajęte narzędziami, że nie zawsze dużo mówiły innym o swoich odkryciach. Dlatego kolejne osoby wracały do tych samych pytań i odkryć. Niektórzy dostrzegali problemy tam, gdzie inni nie mieli wątpliwości. Odkrywanie wszystkiego „dla siebie” sprawiało im dużą przyjemność i generowało skupienie i zaangażowanie w działaniu. Poznawanie narzędzi było tak absorbujące, że niewielu przechodziło do fazy „wykorzystania zgodnie z przeznaczeniem”, ale absolutnie nikomu to nie przeszkadzało!

Młotki, obcęgi, cążki, gwoździe

Dzieci od razu wiedziały co chcą robić – wbijać gwoździe. Powstał problem – w co je wbijać? Pierwsze pomysły to: w drzewa – pomysł odrzucony („nie zniszczyć drzewa, bo sok wyleci”, „drzewo będzie bolało”, „drzewo umrze”), w drewnianą obudowę piaskownicy – pomysł odrzucony („pani się nie zgodziła”, „potem można się skaleczyć na gwoździu”). Po rozejrzeniu się w terenie wybór padł na drewniane pieńki zgromadzone w kącie ogrodu. Okazało się, że „są bardzo ciężkie i trzeba je przetoczyć na miejsce, bo nie da się podnieść”. Jedna osoba też nie dała rady toczyć. Najlepiej szło w parze, tylko pieniek skręcał na boki i było z tym dużo śmiechu. Gdy w końcu pieniek znalazł się na miejscu, trzeba go było postawić. „To było trudne i niebezpieczne, bo on jest ciężki i nie ma za co złapać i trzeba było to razem robić”. Po takim wyzwaniu duma rozpierała „siłaczy” i wszyscy patrzyli na nich z podziwem. Dzieci sprawdziły poziomicą że pieniek jest krzywy, choć było to widać „na oko”.

Można było już wbijać gwoździe, ale powstał problem: każdy chciał wbijać, a są tylko dwa młotki. Dzieci skorzystały ze swoich wcześniejszych doświadczeń i ustaliły kolejność – kto po kim. Do mnie zwróciły się z prośbą, bym pilnowała czasu – dla każdego taki sam, chyba, że ktoś chce krócej. W końcu został wbity pierwszy gwóźdź. Ponieważ wyszło trochę krzywo, to można go było wyciągnąć obcęgami. Można też przybijać gwoździe tak, by wyszedł wzorek, a nawet litera Y. Z czasem dzieci zaczęły wzbogacać swoje działanie. Nie tylko wbijać gwoździe, ale próbować przybijać nimi to, co znalazły. Pracowały i próbowały znaleźć odpowiedzi na pytania:

  • Czy uda się przybić liść? „Udało się, ale w liściu zrobiła się dziura i liść odpadł”
  • Czy uda się przybić cegłę? „Teraz już wiem, że się nie da, bo cegła pękła”
  • Czy uda się przybić patyk? „Udało się, ale się kręci”.
  • Czy uda się przybić korę? „Tak i dobrze gwóźdź wchodzi, bo kora jest twarda, ale jest miękka dla gwoździa”.
  • Jak zrobić wieszak z gwoździa? „Wiem jak, bo widziałam kiedyś. Trzeba z boku wbić”.
  • Młodsze dzieci, gdy już nadeszła ich kolejka też chętnie wzięły się do pracy. „Też potrafię przybijać” – mówi czteroletnia Jasmina i dodaje po chwili „i umiem wyjąć go obcęgami”.

Poziomica

Ten przyrząd wzbudził duże zainteresowanie dzieci. Przyglądały się, jak jest zbudowana. Próbowały jak zachowują się „bąbelki”, jak sprawdzać nią czy coś „jest proste czy krzywe”. Przez cały czas naszego majsterkowania poziomica była w użyciu – dzieci sprawdzały wszystko, co się da i okazało się, że „nie ma w naszym Śmiałym Ogrodzie ani jednej prostej budowli, bo ani razu bąbelek nie był całkiem pośrodku”.

Zakończenie majsterkowania

Gdy nasz czas pobytu w Śmiałym Ogrodzie się skończył i jak zwykle trzeba było wracać na obiad, dzieci pozbierały wszystkie narzędzia do koszyka. Podczas powrotu do przedszkola nie przestawały opowiadać innym o swoich odkryciach, dokonaniach, problemach i jak sobie poradziły. W szatni opowiadały o wszystkim napotkanym paniom, a rozmowy trwały jeszcze podczas obiadu.

Czego nauczyły się dzieci podczas majsterkowania:

  • poznały nowe narzędzia,
  • nauczyły się nimi posługiwać,
  • eksperymentowały z różnorodnymi materiałami i sprawdzały ich właściwości (drewno, cegła, liść, kora),
  • porównywały długości,
  • mierzyły miarką,
  • współpracowały,
  • doświadczały swojej siły,
  • oczekiwały na swoją kolej,
  • towarzyszyły innym, pomagały, doradzały,
  • opowiadały o swoich dokonaniach,
  • wyciągały wnioski z obserwacji i doświadczeń,
  • wytrwale pracowały,
  • były podziwiane,
  • były dumne z siebie,
  • były w roli nauczyciela,
  • były w roli ucznia,
  • uczyły się,
  • dbały o bezpieczeństwo swoje i innych,
  • przewidywały skutki swojego działania,
  • obserwowały,
  • rozwiązywały prawdziwe problemy,
  • były zaangażowane,
  • decydowały o sobie i swoim działaniu,
  • prosiły o pomoc innych,
  • udzielały pomocy innym,
  • poznawały się wzajemnie.

PIĄTEK

Ogród

Przez kilka dni zastanawialiśmy się, jak zrobić grządki w naszych trójkątnych skrzynkach. Postanowiłam wykorzystać doświadczenia z gałęzi projektowania ekologicznego – permakultury. W końcu nadszedł ten dzień, w którym od planowania przechodzimy do działania. Na początek jednak przypomnieliśmy sobie, jakie mamy dzisiaj zadanie do wykonania. Pomogła nam w tym zapisana kartka-przypominajka oraz konkretne pomysły, co chcemy posadzić na tej naszej grządce. Gdy już byliśmy na miejscu w Śmiałym Ogrodzie okazało się, że pozostawione tu wcześniej kartonowe pudła wyschły po potężnej ulewie, która przeszła nad przedszkolem dzień wcześniej. A już myśleliśmy, że łatwiej będzie je rwać. Na początku darcie kartonów szło dzieciom szybko i było nawet zabawne, ale papieru przybywało bardzo powoli. Wkrótce dzieci zaczęły się tym nudzić. Wtedy jedno z nich wymyśliło, że kartonami można też się doskonale bawić. Zrobiliśmy więc małą przerwę w pracy i… od razu zrobiło się wesoło. Dalsza robota poszła szybko i już jest tej tektury wystarczająco dużo. Teraz trzeba pozbierać patyki, połamać je i wrzucić do środka. Jeszcze tylko ugniatamy i koniec roboty na dzisiaj!

Ważny komentarz:

Dzieci zajmowały się przygotowaniem grządki. Działania podzielone zostały na różne fazy, które odbywały się w ciągu kilku dni. Nie było to łatwe dla nich, bo oczekiwały szybkiego, widocznego efektu, a wykonywane prace takiego nie dawały lub efekt dziennych prac (widoczny w dalszej perspektywie dla dorosłego) nie do końca był rozumiany przez dzieci jako kolejny etap, prowadzący do zamierzonego celu. Przeprowadzenie dzieci przez taki dość skomplikowany i rozłożony w czasie proces dał im możliwość doświadczenia pracy długofalowej, zaufania wskazówkom ekspertów i praktyków oraz wykonywania pracy według planu. Ważne, żeby podczas realizacji z przedszkolakami przedsięwzięć tego typu nie zapomnieć, że również podczas pracy warto bawić się, śmiać, wygłupiać i spędzać dobrze wspólny czas. Warto pamiętać, że dzieci biorą udział w procesie, podczas którego wydarzają się dla nich rzeczy o wiele ważniejsze niż przygotowanie grządki i posadzenie na niej roślin.